Siedząc spokojnie w domu i czekając na drugą część biegu postanowiłem podzielić się z Wami przeżyciami i myślami z pierwszej części Sky Tower Run. Oczywiście w swoim czasie pojawi się także relacja z drugiej części. Zapewniam, że poziom emocji sięgnie wysokości samego budynku Sky Tower. Jeśli ktoś jeszcze nie czytał o mojej taktyce na ten bieg to zachęcam. Zacznijmy jednak od samego początku.

Poranek

Przyznam, że całkiem dobrze spałem. Śniadanie zjadłem standardowe: swoją ulubioną jajecznicę oraz chleb z dżemem. To węglowodany są podstawowym źródłem siły  niezbędnej do szybkiego biegania. Dlatego ważne jest, by 3 godziny przed startem naładować mięśnie energią, która będzie bardzo potrzebna do zmagań z kolejnymi piętrami. Do Sky Tower dojechałem przed godziną 9. Na spokojnie przeszedłem się po strefie startowej, zobaczyłem jak wygląda wybieg na zewnątrz oraz wbieg do klatki schodowej, które znałem z zeszłego roku. Jeśli nie czytaliście zwycięskiej relacji to zachęcam do nadrobienia zaległości. Po krótkim rekonesansie poszedłem do biura zawodów. Kolejka była wyjątkowo długa, na szczęście znajomi z WKB Piast przepuścili mnie trochę do przodu, abym nie musiał tyle czekać. Nie pamiętam, by w zeszłym roku były takie kolejki. Organizatorzy będą musieli zamienić te ciasne klitki na coś obszerniejszego, by zapewnić wszystkim komfort.

Pakiet startowy

Odebrałem, zajrzałem i muszę przyznać, że okazał się ciekawy. Znalazły się w nim skarpetki z logo biegu, słodka bułka, woda, worek sportowy, kupon na jedzenie, koszulka techniczna i garść ulotek od sponsorów – całkiem nieźle.

Przygotowania, rozgrzewka

Po odebraniu pakietu chwilę pokręciłem się po galerii Sky Tower. Wiele osób podchodziło do mnie, by życzyć mi powodzenia. Byli też tacy, co trzymali się z daleka, ale w rozmowach między sobą mówili: „Ten gość wygrał w zeszłym roku – był najszybszy”. Nie ukrywam, że miło mi było słyszeć takie słowa. Jakby nie było przeszedłem do historii, wygrywając pierwszą edycję Sky Tower Run we Wrocławiu. W tym roku prowadziłem już jakieś przygotowania. Na pewno nie w takim stopniu, jak bym sobie życzył, ale jednak coś udało się zrobić w kierunku biegania po schodach. Mimo to nie nastawiałem się na nic, postanowiłem po prostu pobiec swoje. Po krótkim kręceniu się po galerii zostawiłem moją Klaudię z psem i ruszyłem na krótką rozgrzewkę. Zrobiłem spokojne 3 kilometry truchtu, dwie szybsze przebieżki i kilka ćwiczeń rozciągających. Niespodziewanie zadzwonił telefon: „Piotruś, startują z numerami 45 (mój 74), wracaj, bo zaraz będziesz biegł”. Na te słowa dostałem przyspieszenia i popędziłem do umówionego miejsca. Przebrałem się – ze zdenerwowania trzęsły mi się ręce i ciężko było zasznurować buty. Dopiero w tym momencie poczułem stres przedstartowy.

3…2…1… START

Szybki dobieg do miejsca startu. Sprawdzam numery przed sobą, ustawiam się i czekam. Pan z ochrony informuje kolejnych zawodników, że mogą wejść w strefę „dobiegu” do startu właściwego. Nadchodzi moja kolej. Maciej Kurzajewski informuje wszystkich, że na trasę wyrusza Piotr Ślęzak – zeszłoroczny zwycięzca. Rozpiera mnie energia. Ostatnie słowa jakie słyszę to: „Proszę Państwa, proszę zwrócić uwagę na spokojny dobieg i na szybki start od momentu pomiaru – Piotr wystartował”.

wywiad-sky-tower

Kolejne piętra

Ruszam. Wszystkie emocje nagle opadają, muszę skupić się wyłącznie na biegu, klatce schodowej, poszczególnych stopniach i wbieganiu na nie. Czuję dużą presję, która ciąży na mnie. Przed biegiem udzieliłem kilku wywiadów (Radio Zet, Zet Gold, Eska, RMF, RMFmaxx, reklamy Sky Tower), więc wiem,że wszyscy teraz patrzą na mnie. Wiem też, że startując jako pierwszych wśród lepszych zawodników mam szansę zmierzyć się ze swoim zeszłorocznym wynikiem.

Czuję się dobrze. Mijam 10 piętro, patrzę na zegarek i widzę 1:19. Myślę sobie: „Trochę wolno, ale trzymaj, Ślęzak, nerwy na wodzy. Nie szalej, jeszcze będzie czas.” Podczas całego biegu skupiam się na tym, by biec równomiernie, trzymać rytm, oddychać spokojnie (o ile to w ogóle możliwe przy tętnie 200). Mijając 25 piętro wiem, że jestem w połowie tej góry i że nie jest łatwo. Nogi stają się coraz cięższe, a pięter przede mną nadal dużo. Przy 30 piętrze jest bardzo ciężko – bolą uda, ręce, a każdy oddech to walka o łyk powietrza. Mijam kolejnych zawodników, docieram do 40 piętra. Wiem, że pora przyspieszyć. Jednak przez mózg przelatuje myśl, by jeszcze zaczekać. 42 piętro i włączam drugi bieg. Przemierzam szybiej kolejne piętra. Na 47 czuję ogromne zmęczenie, ciężary w nogach. 48 – wiem, że jeszcze 4 zakręty i będę na górze. Widzę 49: ostatni zakręt, nogi jak z waty, nawet nie wiem, jak je stawiać… wpadam na metę. Ostatkiem sił zatrzymuję zegarek. 6:03!!! W głębi ducha już się cieszę. Nagle obskakują mnie reporterzy, pytając jak mi się biegło. Najchętniej położyłbym się, ale staram się zachować profesjonalnie. Łapię oddech, rozmawiam z Bożydarem Iwanowem, później z ludźmi z TVN24, radiowej Trójki, radia Zet Gold. Nie mam czasu pomyśleć o bólu. Czuję wielką satysfakcję: pobiegłem o 19 sekund szybciej niż rok temu.

Szaleją we mnie euforia i radość. Biorę kubek wody, piję, czuję się dobrze. Wiem, że dałem z siebie dużo. Zjeżdżam na dół. Wiele osób cieszy się ze mną z mojego sukcesu. Krótka chwila na regenerację i zmianę ubrania. Wracam do domu, zjadam posiłek, odpoczywam i… czekam na drugą część Sky Tower Run!

Zapraszam do obejrzeniu filmu i mojego wywiadu.

Wyniki

Przeczytaj także:

Ultra Boost hit czy kit

Dlaczego Ślęzak biega tak słabo

Czy asfalt uszkadza stawy?

Bieganie pod publikę

sky-tower-run

sky-tower-run