Temat ten chodzi po głowie mi od dawna, nie ukrywam, że będzie to ciężki wpis i pewnie nie każdy da radę go przeczytać czy do końca zrozumieć. Dlaczego? Zaraz się o tym przekonacie. Piotr Ślęzak swoją działalność internetową związaną z bieganiem zacząłem jakieś 5 lat temu. Prowadziłem i dalej prowadzę, choć obecnie w nieco mniejszym stopniu, portal informacyjny wbiegu24.pl. Pisałem, uczyłem się, redagowałem teksty. Z braku czasu i pomysłów wychodziło mi to raz lepiej, raz gorzej. Niemniej jednak portal ten wpisał się jakoś w społeczeństwo biegowe i biorąc pod uwagę statystyki widzę, że gdybym poświęcił więcej czasu na pisanie, mógłbym zyskać wielu czytelników. Jednak nie o tym chciałem pisać. Cofnijmy się o jakieś dwa lata.
Piotr Ślęzak – życie to bieganie
Kiedy 13 marca 2013 roku pojawił się pierwszy wpis na Facebooku i pierwszy wpis na blogu, który był podlinkowany na wbiegu24.pl, jarałem się tym jak dziecko. Post zyskał całe trzy polubienia, w tym jedno moje – szał. Obserwowałem już w tym czasie inne profile i zastanawiałem się jak inni to robią. Nie ukrywam, że zależało mi na czymś, ale nie wiedziałem dokładnie jak chcę to ugryźć i co zrobić. Nie miałem na to pomysłu. Wrzucałem różnego rodzaju badziewne fotki (patrząc na to z perspektywy czasu oczywiście) i czekałem nie wiem na co. Komentowali zazwyczaj przyjaciele, znajomi i koledzy, którzy kibicowali. Zasięg postów nie był imponujący: 150 – 250 osób. To, szczególnie w porównaniu z dzisiejszą sytuacją, żadna rewelacja. Starałem się iść swoją ścieżką. Po jakimś czasie widząc brak efektów trochę się zniechęciłem i stałem się mniej aktywny. Wiem, wiem, w niektórych przypadkach wrzucałem po prostu przysłowiowe śmieci, które nie nadawały się do niczego.
W październiku profil polubiło 300 osób,czyli już jakiś progres dało się zauważyć. Informacje docierały do coraz większej ilości ludzi. Zacząłem szukać sposobu na przyciągniecie nowych osób, które polubią i będą obserwować. Nawiązałem pierwsze kontakty z różnymi firmami biegowymi. Okazało się, że w tym wszystkim tkwi potencjał. Zacząłem testowanie różnych produktów z bardzo różnym skutkiem. Jednak zauważyłem, że pojawiły się osoby, które za wszelką cenę chcą wbić mi szpilę. Nie było to na początku mocno odczuwalne, ale coś zaczynało się dziać. Kolejne miesiące mijały, a fanpage na Facebooku rósł w siłę.
Pierwszy, drugi, trzeci tysiąc
Po pewnym czasie zacząłem interesować się marketingiem. Stosowałem różnego rodzaju chwyty, które czerpałem z internetu. Niektórzy zaczynali się z tego śmiać np. wypominano mi hasła: „lajkujemy”, „łapki w górę”, „kciuk w górę”, ale starałem się nic sobie z tego nie robić. Przełom nastąpił w drugiej połowie 2014 r. Pod koniec roku na Piotr Ślęzak – życie to bieganie było już 4,5 tysiąca fanów. Fanów z Polski – nie kupionych, rosyjskich czy azjackich. Jeśli ktoś jest ciekaw, chętnie udostępnię takie dane do sprawdzenia. Ten czas był dla mnie trudny. Pisałem o tym nawet, dlaczego Ślęzak biega tak słabo. Tak zwani „dobrzy koledzy” przemilczeli temat, natomiast od Was uzyskałem zajebistą motywację do dalszego treningu i wsparcie,którego mi brakowało. Mimo że profil rozwijał się, miałem pasmo niepowodzeń w bieganiu. Ciągle łapały mnie jakieś kolki, a wiele osób sugerowało, że nie osiągnę już żadnego sukcesu. Wkur*iony tym wszystkim postanowiłem pokazać wolę walki. Moim nowym trenerem został Wojtek Kopeć. Powiedziałem mu, że chcę rozpie*dolić system i udowodnić sobie i innym, że czas wielkiego biegania jeszcze przede mną.
Śmiechy
Wielu osobom wydaje się, że nie obserwuję tego co dzieje się w internecie i to, co o mnie piszą do mnie nie dociera. Owszem, dociera. Zarówno wpisy tupu: „dzięki za 500 lajków, a nie jak u jednego z biegaczy 5000 kupionych haha” lub „mój czas jest lepszy od stestuje o 15 minut na maratonie” albo „stestujemy pizzę”, „co Ty tam synku wiesz o maratonie, przebiegłeś jeden i to w 3:03”, „pisze o czymś bez pokrycia i doświadczenia w maratonie”, „co za narcystyczne podejście do świata”, a także obgadywanie mnie za plecami. Ludzie, naprawdę jesteście tak naiwni, że sądzicie, że to do mnie nie dojdzie? Na początku przejmowałem się tym bardzo, przeżywałem i byłem rozbity. Nie rozumiałem, jak można mnie w takim stopniu oczerniać i obgadywać. Było to przykre. Nastał jednak taki czas, że uodporniłem się i przestałem zwracać na to uwagę. Wpisy na swój temat przeglądam i w głębi duszy śmieję się z nich, a moi hejterzy stali się dla mnie motorem napędowym i właściwie również dzięki nim działam dalej i nie zniechęcam się. Na przełomie 2014 i 2015 roku przemyślałem dokładnie co będę publikował i co będę robił. Nie wrzucałem już byle jakich postów co chwila. Cały czas się uczę i staram się, aby content na Facebooku był jak najciekawszy. Fanpage ewoluował, wciąż się zmienia, pojawiają się wciąż nowe interesujące treści. Posty nie docierają do 200 osób, ale są to liczby rzędu 4 – 10 tysięcy. Tygodniowo dochodzi nawet do 35 tysięcy osób. Dużo? Wydaje mi się, że jak na blog specjalistyczny są to już ciekawe liczby. Sam post po biegu w maratonie w Amsterdamie (2:38:49) zobaczyło 30 tysięcy osób. Z tego miejsca dziękuję wszystkim za maile, wiadomości i za to, że jesteście ze mną!
Po maratonie
Nagle nastała cisza. Dla mnie ten wynik to marzenie, dzięki któremu uwierzyłem, że jestem jeszcze w stanie biegać szybko i stać mnie na ściganie. Na pewno nie odpuszczę tego co robię, bo udowodniłem sobie, że Ślęzaka stać na dobre wyniki. Końcówka sezonu była dla mnie naprawdę udana. Kilkanaście razy stałem na podium, poleciałem szybką dychę z górki, po której sporo osób się ze mnie śmiało, a ja kasowałem niektóre negatywne komentarze. Zwieńczeniem tego wszystkiego był upragniony bieg maratoński, który jak na razie uważam za swój najlepszy bieg w życiu. Cieszyłem się i cieszę się z tego sukcesu bardzo, ale wiem też, że ten bieg przysporzył mi jeszcze więcej wrogów wśród osób, które po mnie „jeździły”. Oczywiście nie będę tu wymieniał nikogo konkretnego, bo nie o to chodzi!
Dziękuję
Chciałbym tu podziękować każdemu, kto czyta moje wpisy, klika „Lubię to!”, udostępnia moje treści. Jest dla mnie ogromnie ważne to, że informacje i doświadczenie trafiają do nowych osób, ale także do grupy stałych bywalców na stestuje.pl oraz na Facebooku: Piotr Ślęzak – życie to bieganie, Instargramie: Piotr_slezak_stestuje. Nie obrażajcie się, gdy proszę o udostępnianie. Jeśli uznacie, że tekst, artykuł, zdjęcie jest dobre – zróbcie to, bo to pozwoli mi zachęcić waszych znajomych do biegania. Taki w tym wszystkim mam cel, aby jak najwięcej ludzi starało się ruszać. Zależy mi na rozwoju biegania i ogólnie pojętej aktywności fizycznej w Polsce. Fajnie później na biegu usłyszeć: „Piotrek, motywujesz mnie do biegania”. Takie słowa czy krótkie pogawędki sprawiają, że widzę sens tego co robię i mam siłę do dalszej pracy! Wiem, że czasami zdarzy mi się wrzucić coś słabego albo zrobić jakiś błąd językowy, ale uwierzcie, że pracuję nad tym ile tylko mogę. Czekam także na Wasze wskazówki i pytania.
Podsumowanie
W tym poście są zarówno gorzkie jak i dobre słowa. Nie obrażam się za konstruktywną krytykę, komentarz, dyskusję, ale nie będę tolerował chamstwa, zawiści, oczerniania mnie i tego co robię. Nie jest to spowodowane tym, że nie mam pokory, bo co innego powiedzieć komuś coś mądrego, z czego można wyciągnąć wnioski, a co innego rzucać tej osobie bezpodstawnie kłody pod nogi. Czy to się komuś podoba czy nie, usuwałem i będę usuwał komentarze chamskie i złośliwe, jeśli niczego konstruktywnego nie wnoszą do dyskusji. Dlatego apeluję zastanówcie się dwa razy, nim coś chlapniecie i zepsujecie komuś humor. Może nie każdy jest odporny na hejt, bezsensowną krytykę itp. Apeluję o kulturę i nie zatruwanie życia innym. Nie rzucajcie słów na wiatr! Aby zakończyć ten wywód pozytywnie chcę nadmienić, że wyciągam wnioski z popełnianych błędów i na pewno będę dalej się starał być coraz lepszym, po to, żebyście Wy mogli czerpać z bloga Piotr Ślęzak jak najwięcej!
Stablizacja – najlepsze ćwiczenia dla biegaczy.