Jest sporo tematów, które z różnych powodów są rzadko lub niedostatecznie szczegółowo poruszane. Jeśli jest coś co Was interesuje, jakieś zagadnienie, o którym chcielibyście poczytać to śmiało piszcie do mnie o swoich oczekiwaniach, a ja wezmę pod uwagę Wasze sugestie. Dziś natomiast chciałbym opisać jak ze swojej perspektywy widzę biegaczy na przestrzeni czasu. Co się zmieniło, jak kiedyś wyglądał trening, buty biegowe czy gadżety. Jest kilka wątków, które poruszę w tym artykule. Liczę także na Wasze spostrzeżenia i komentarze.

Wczoraj

Co mnie zainspirowało do napisania tego tekstu? Podczas przeglądania starych zdjęć i wyników z zawodów natknąłem się na swoją fajną fotkę z Półmaratonu Ślężańskiego z 2008 r. Pobiegłem wtedy 8 kilometrów spokojnie (akurat dość luźnym tempem zaliczyłem podbieg), a później 10 x 1 km na dość krótkiej przerwie. Biegłem tak, żeby wszystko wyszło idealnie jeśli chodzi o dystans. Już od samego początku ciągnęło mnie do długich biegów. Gdyby nie ludzie, których spotkałem pewnie miałbym już na swoim koncie 10 albo 15 maratonów, a nie dwa, z czego jeden – Amsterdam – z wynikiem 2:38:49.

Do czego zmierzam? Spójrzcie na to zdjęcie i zwróćcie uwagę na mój wygląd i ubiór. Już czapka  pozostawia wiele do życzenia. Była z tkaniny przypominającej jeans, a lubiłem ją tak bardzo, że biegałem w niej do momentu, gdy z materiału wyszedł plastykowy daszek. Można? Można. Całości dopełnia mój rozwiany włos, choć pewnie w tamtych czasach robił nieco mniejsze wrażenie 😉

Koszulka jest termoaktywna, ale z przeznaczeniem do sportów zimowych – narciarstwa i snowboardingu, które wtedy uprawiałem. Jak widzicie taki ciuch może mieć też zastosowanie w innym sporcie niż ten docelowy, przewidziany przez producenta. W tamtych czasach miałem jedną czy dwie takie koszulki, bo kto wtedy myślał o poważniejszym bieganiu? Jak się dobrze przyjrzycie to zauważycie, że miałem już wtedy zegarek. Był to Garmin 305. W Polsce sprzęt ten nie był jeszcze w ogóle popularny, a przez to też bardzo drogi. Zegarek ściągnąłem więc z Anglii, z jakiegoś sklepu internetowego. Pamiętam, że zapłaciłem za niego około 600 zł ze wszystkimi opłatami, podczas gdy u nas musiałbym wydać prawie dwa razy tyle, więc całkiem sporo zaoszczędziłem.

Najlepsze w tym zestawie są spodenki Puma. Powiem Wam, że są nie do zajechania – kupili mi je rodzice jeszcze w gimnazjum czyli jakieś 12 lat temu. Przetrwały wiele biegów i mam je do dzisiaj, zdarza się nawet, że idę w nich pograć na hali. Nie są zniszczone, wytrzymały setki prań, różne warunki atmosferyczne i wiele godzin ocierania się o moje uda. Nie pamiętam w jakich butach wtedy biegłem, wydaje mi się, że mógł być to jakiś model Asics lub Saucony. Można powiedzieć, że od samego początku stawiałem na bieganie w odpowiednim obuwiu. Tutaj dziękuję swoim rodzicom, którzy mimo początkowej niechęci w ostateczności się zgodzili się na taki zakup, a jak tak naprawdę od tego momentu cały czas biegam i trenuję.

Jak wyglądali inni biegacze?

Cóż, bardzo różnie. Wystarczy spojrzeć na zdjęcia, by się o tym przekonać. Kolorowe kreszowe dresy, zwykłe kurtki, do tego zwyczajne spodenki i różnego rodzaju tenisówki lub inne mało specjalistyczne obuwie. Oczywiście garstka biegaczy posiadała techniczne koszulki czy jakiś sprzęt z GPS (przeważnie Garmin 305, bo nic innego nie było na rynku), ale była to zdecydowana mniejszość. Mało w tamtych jakże nieodległych czasach ludzie wiedzieli o bieganiu. Nie było blogów, Facebooka ani tylu stron biegowych co obecnie. Tak naprawdę biegowa społeczność skupiała się na portalach bieganie.pl oraz maratonypolskie.pl. Jedna strona poświęcona biegom, druga bardziej merytoryczna, zawierająca znacznie więcej informacji o samym bieganiu. Do tego działało jeszcze forum biegajznami – źródło mojej podstawowej wiedzy. Biegi sprzyjały pogawędkom, wspólnym wyjazdom czy po prostu nawiązywaniu znajomości. Tak naprawdę na każdych zawodach można było spotkać te same mordeczki, bo bieganie nie było jeszcze aż tak popularne.

Wzrost popularności

Biegałem już jakiś czas, gdy popularność tego sportu zaczęła rosnąć i coraz więcej osób wyruszało na biegowe ścieżki. W głowach Polaków pojawiały się powoli myśli o byciu  zdrowszym, posiadaniu lepszej sylwetki. Zaczęły powstawać specjalistyczne sklepy dla biegaczy, rynek oferował coraz większy wybór sprzętu. Rozwój dało się zauważyć także w internecie, gdzie pojawiały się kolejne strony poświęcone bieganiu. Sam 5 lat temu otworzyłem portal wbiegu24.pl, gdzie zresztą do dzisiaj umieszczam różnego rodzaju  informacje sportowe czy nowinki technologiczne. Dawało się także zauważyć na biegach większą frekwencję czy nowe zagubione twarze. Bieganie zaczynało rosnąć w siłę.

Biegacz dzisiaj

To niezwykłe, że coś tak prostego i dostępnego jak bieganie urosło do pewnego rodzaju świętości. Wiele osób biega, ma specjalistyczny sprzęt i wydaje sporo pieniędzy na zawody. Dziś biegi liczą sobie nawet po 7 – 10 tysięcy uczestników. Często też ustanawiane są limity, np. 1000 osób, a przy tym pakiety rozchodzą się w kilka minut. Mamy także kilka imprez biegowych, na które zapisanie się graniczy z cudem, bo zapisy trwają może 30 sekund. Jak to możliwe, że bieganie stało się tak popularne? Moim zdaniem przede wszystkim ma na to wpływa prostota ruchu, a także duża dostępność i efektywność tego sportu. Wiele osób woli także świeże powietrze niż zamknięcie się na siłowni ze spoconymi facetami wyciskającymi ciężary.

Zmienili się też sami biegacze. Na zawodach jesteśmy już raczej anonimowi, biorąc udział   w choćby średnim maratonie musimy się dobrze naszukać, by spotkać kogoś znajomego, o ile nie jedziemy ze swoją biegową ekipą. Dzisiejsi biegacze to także gadżeciarze. Do wyboru mamy kilkanaście zegarków biegowych różnych firm.  Jest ich tyle, że zwłaszcza początkujący nie wiedzą co wybrać. Nie jest tak jak kiedyś, że nie mieliśmy alternatywy.

Duża dostępność zaawansowanej technologicznie odzieży sportowej sprawiła, że nikt już nie wyobraża sobie biegania w bawełnianej koszulce czy skarpetach. Czasami jak patrzę na niektórych amatorów to widzę cyber-roboty. Na głowie czapka ze światełkiem, dla lepszej widoczności. Na ręku zegarek mierzący wszystkie parametry życiowe, na ramieniu smartfon do kontaktu z otoczeniem, z muzyką do nadawania rytmu. Do tego świecące opaski, dla poprawy bezpieczeństwa. Techniczne koszulki, termoaktywne bluzy, oddychające kurtki. Pas startowy na numer, bidony oraz 10 rodzajów żeli, bez których dotarcie do mety jest pewnie niemożliwe. Markowe spodenki, najlepiej z wszytymi legginsami, aby nie obcierały ud. Skarpety i opaski kompresyjne, aby przyspieszyć regenerację i na deser buty z najlepszą amortyzacją, wszystkimi systemami i tym co tylko sobie możemy wymyślić. Uff, poświęciłem na ten opis cały akapit! Oczywiście jest w tym dużo ironii, ale chciałem w ten sposób zwrócić Waszą uwagę na pewne rzeczy.  Czy aby na pewno tędy droga? Może lepiej byłoby zainwestować w trenera, który poradziłby Wam jak biegać? Często trenerzy, szczególnie ci starej daty, mówią, że sprzęt nie biega, może tylko pomóc stać się lepszym zawodnikiem. Wiadomo, że komfort podnosi jakość treningu, sprawia, że  można szybciej osiągnąć zaplanowany progres, niemniej jednak, jeśli przez ostatnie 10 lat siedzieliście za biurkiem, nie kupujcie od razu wszystkiego. Możecie trenować np. ze mną, a ja Wam chętnie przekażę swoją wiedzę, plany treningowe itp. Nie bójcie się także prosić o poradę. Zacznijcie od stabilizacji!

Celowo potraktowałem ten temat trochę prześmiewczo, a jakie wnioski z tego wyciągniecie, to już Wasza w tym głowa. Nie ukrywam, że sam korzystam z wielu ułatwień, nowinek  technicznych, gadżetów, butów z systemami wsparcia itp., ale nie lubię obwieszać się jak choinka, bo czasem to bardziej przeszkadza niż pomaga. Warto znaleźć zdrowy balans między tym co się faktycznie przydaje podczas biegania, a co można potraktować jako zbędną rzecz.

Dokąd zmierza bieganie?

Powstaje pytanie dlaczego w Polsce nie ma biegów dla 20-30 tysięcy osób? Dlaczego zamiast progresu notujemy regres? Sądzę, że tak samo jak w treningu, także w ogólnym rozwoju biegania czasami trzeba zrobić krok w tył, aby zrobić krok w przód. Moim zdaniem  nasi rodzimi organizatorzy bardzo rozpieścili biegaczy. Na zachodzie pakiety są drogie, choć nic w nich nie ma. W Polsce nieraz za 50 zł można się nieźle obłowić. Niektórzy organizatorzy przeciwnie – zwęszyli łatwy zarobek i podbijają mocno ceny wpisowego, nie oferując nic w zamian, nawet atestu trasy. Myślę, że to nie fair w stosunku do biegaczy. Ponadto biegów w Polsce jest już tyle, że co tydzień można w nich przebierać, a samych zawodników nie przybywa już tak szybko. Często też ci nowi nie wybierają odpowiedniej drogi rozwoju, przez co szybko się zniechęcają mówiąc, że bieganie jest nudne, męczące i niefajne. Zastanawiają się czemu z trudem pokonują 500 m, gdy ktoś inny jest w stanie przebiec 10 kilometrów bez zadyszki. Warto zauważyć, że brak edukacji to duży problem, a trenowanie bez kontuzji  jest sztuką. Dlatego sam zawsze chętnie pomagam i śmiało piszcie, jeśli mógłbym służyć Wam radą.

Podsumowanie

Jak już przeczytaliście, bieganie ewoluowało, zmieniało się i dalej się zmienia. Ciągle coś się dzieje i z pewnością będzie działo się nadal. Pojawi się nowy sprzęt, nowe strony, pisma, a także nowe zawody i imprezy biegowe. Organizatorzy i blogerzy będą chcieli przyciągnąć do siebie jak największą ilość biegaczy, a więc spróbują spełnić ich, czyli nasze, oczekiwania. Nie zmienia to jednak faktu, że potrzebujemy świeżej krwi, która będzie bujać naszym biegowym światkiem. Bo tylko napływ nowych biegaczy i wytrwałość obecnych może sprawić, że w końcu możemy doczekać się u nas maratonu dla 40 tysięcy biegaczy, takiego jak choćby Berlin Maraton. To jest właśnie moje przesłanie na najbliższy czas.

Obserwuj mnie na Instagram i Facebooku oraz Snapchat: biegacz.piotr