Wow! Dawno nie biegło mi się tak dobrze! Nic mnie nie bolało, nic nie przeszkadzało i mimo że na końcówce trochę spuchłem, była to moja najszybsza piątka od półtora roku. Ostatnio tak szybko pobiegłem na zBiegiemNatury w lutym 2014 (16:47). Wynik 16:52 napawa mnie nie lada optymizmem przed nadchodzącym sezonem.
W ostatni poniedziałek przed startem zrobiłem luźną dychę, we wtorek – rozbieganie i podbiegi po 150 metrów. Nie rezygnowałem z treningów, traktując także zawody z cyklu City Trail On Tour jako normalną jednostkę treningową. W dniu startu normalnie poszedłem do pracy i starałem się nie myśleć zbyt wiele o biegu. Jednak myśli cały czas krążyły wokół wieczornego ścigania. Przeglądałem strony różnych biegów, zastanawiałem się na co mnie stać i jak mogę pobiec. Można powiedzieć, że miałem głód rywalizacji, bo ostatni raz brałem udział w zawodach w Nysie ponad półtora miesiąca temu. Tamtego startu jednak nie mogę zaliczyć do udanych. Ale mniejsza o to. Trening ostatnio idzie w dobrą stronę, waga spadła i ogólnie czuję się dobrze. We wtorek przed podbiegami biegłem po 4:30/km na tętnie 135-139 bpm i w ogóle się nie męczyłem. Jest to dla mnie oznaka powrotu do formy.
Na godzinę przed biegiem pojechałem do biura zawodów. Odebrałem numer startowy dosłownie w trzy sekundy. Tutaj należą się pochwały organizatorom, bo zawsze starają się być perfekcyjni i mimo, że są to leśne zawody, potrafią je zrobić lepiej niż niejedni organizatorzy posiadający większe zaplecze. Dodatkowo ten bieg tworzą sami biegacze, więc nie ma możliwości, żeby coś się nie udało. Na rozgrzewce nie szalałem i truchtałem razem z kolegą ze Sklepu Biegacza. Zrobiliśmy 3,5 km, do tego 2-3 rytmy i można już było zakładać startówki. Suche podłoże przekonało mnie do tego, aby pobiec w Nike Zoom Streak 2 i okazało się to bardzo dobrym wyborem.
Jeśli podoba Ci się ten tekst oddaj na mnie swój głos na Biegowego Dziennikarza Roku! Wybierz moje nazwisko i blog (jest na przedostatniej pozycji). Dzięki za pomoc liczę na Was i na Wasze głosy!
Odliczanie i start
Punktualnie o 19:00 ruszyliśmy. Jeden z zawodników poszedł od razu do przodu, otwierając kilometr chyba w 2:45. Nikt nie ruszył za nim. Po kilku metrach utworzyliśmy kilkuosobową grupę pościgową. Pierwszy kilometr otworzyliśmy w 3:16. Biegło mi się super. Miałem w miarę lekkie nogi, trzymałem tempo, odpowiedni rytm, wiedziałem, że mam odpowiednią technikę i jestem mocny. Oj, dawno już się tak nie czułem. Po pierwszym kilometrze nastąpiła selekcja i zostaliśmy we dwójkę. Na drugim kilometrze dogonił nas kumpel – Krzysiek. Złapaliśmy ten kilometr w 3:18, a to dzięki temu, że Krzychu mocno nacisnął pedał gazu. Przez to całą trójką musieliśmy nieźle zapierniczać. Kolejne metry, łapanie powietrza, mocna praca nóg i kilometr w 3:22. Czuję, że powoli zaczyna mnie odcinać. Nogi jeszcze dają radę, ale nie jestem w stanie dostarczyć odpowiedniej ilości tlenu do organizmu. Staram się, ale już delikatnie zostaję. Nie jestem w stanie utrzymać tego morderczego tempa. Mam stratę około 50 metrów, która cały czas utrzymuje się na takim samym poziomie. Następny kilometr łapię w 3:28. Te 8 czy 10 sekund zadecydowało o podium w klasyfikacji generalnej. Mimo wielkich chęci i woli walki nie byłem w stanie depnąć, ile fabryka dała. Po minięciu tabliczki z 4 kilometrem mobilizuję się i przyspieszam. Trochę odpocząłem, więc mogę wykrzesać z siebie jeszcze trochę energii. Wiem, że nikt mnie nie goni, ale zależy mi na wyniku. Przed stadionem zamykam oczy ze zmęczenia. Technika została już w lesie, liczy się już tylko jak najszybsze dotarcie do mety! Ostatni kilometr w 3:17 – to jak na mnie bardzo mocno. Na treningu nie biegałem tak szybko, więc jestem w szoku, że utrzymałem takie tempo przez cały bieg.
Zatrzymuję zegarek, z trudem łapię oddech. Mimo najgorszego dla sportowca 4 miejsca OPEN cieszę się niezmiernie, że dobiegłem z czasem 16:52, co dało mi 1 miejsce w kategorii M20. Rozpiera mnie duma i szczęście. Dawno już nie biegałem tak szybko! Cały czas coś mnie blokowało i nie byłem w stanie dać z siebie tyle, ile bym chciał. Tym razem wszystko poszło naprawdę dobrze. Jeśli tendencja się utrzyma, to jesień na pewno będzie moja i nie będę musiał martwić się o formę oraz siłę na zawodach.
Na koniec razem z Krzychem zrobiliśmy 4 kilometry roztruchtania, a potem już tylko czekaliśmy na dekorację, która zresztą poszła bardzo sprawnie. Z powodu zimna i deszczu zostało mało ludzi, co nie zmienia faktu, że fajnie było odebrać statuetkę i stanąć na 1 miejscu podium. Takie małe sukcesy zawsze mnie cieszą i motywują do dalszej pracy. Dziękuję wszystkim za trzymanie kciuków! Szczególne podziękowania należą się mojej żonie Klaudii, która wykazuje się ogromną cierpliwością i jest bardzo wyrozumiała w kwestii mojego biegania. Dziękuję też Kasi za robienie zdjęć i obecność mimo niesprzyjającej pogody.
Na koniec chciałbym powiedzieć, że jeśli jesteście niezdecydowani i nie macie innych planów to zapraszam na jesienną odsłonę City Trail zarówno we Wrocławiu, jak i innych miastach. Naprawdę warto biegać w tak dobrze zorganizowanych zawodach. Polecam.
Przeczytaj także:
Bieganie odskocznią od problemów.