Chciałbym na gorąco podzielić się z Wami przeżyciami, które towarzyszyły mi podczas Życiowej Dychy w Krynicy. Na wstępie powiem jakie czasy uzyskałem tj.  32:06 na 10 km a 15:33 na 5 km, co daje dwie życiówki poprawione w jednym biegu. Dużo osób neguje takie biegi zarzucając im bieg z górki czy brak atestu (ze względu na zbyt duży spadek 128 m na 10 km oraz większe oddalenie aniżeli połowa dystansu między startem a metą). Dla mnie ten bieg znaczy zdecydowanie coś więcej. Pozwolił mi się zbliżyć, a w zasadzie poprawić moją życiówkę na 10km (o 11sekund) i na 5km o 26 sekund. Profil sprzyjał i pozwalał na szybkie bieganie. Dodatkowo pogoda była idealna: 15 stopni i delikatny wiatr w twarz.

Start honorowy

Potrzebny? Moim zdaniem raczej nie. Spod głównej bramy grupa 1500 biegaczy wyruszyła na start ostry oddalony o 800 metrów. Przed całą rzeszą biegaczy jechały trzy samochody, które dość mocno kopciły z rury wydechowej. Osoby będące z tyłu mogły tego nie odczuwać, jednak z przodu dawało się to we znaki. O dziwo organizatorom udało się zapanować nad całą grupą biegaczy i wszyscy dotarli spokojnie do miejsca, gdzie rozpoczynał się pomiar czasu. Krótkie odliczanie i wszyscy mogli ruszyć. To 800m dla czołówki może nie miało znaczenia, ale osoby biegnące w graniach 50 minut, czy godziny mogły odczuć jakieś zmęczenie. Dodatkowo nie było aż tak dużej ilości kibiców, aby robić 800 metrów truchtu. Chyba lepiej jak wszyscy zobaczyliby wybiegających na pełnej prędkości z bramy głównej biegaczy. Takie jest moje zdanie.

3…2…1 Start

Wróćmy na miejsce startu ostrego. Odliczanie i możemy zacząć bieg. Kenijczycy oraz nasza polska czołówka wyrwała w takim tempie, że było to coś niesamowitego. Podobno pierwszy kilometr przebiegli z czasem 2:31. Świadczy to o niebywałym tempie. Ja nie zakładałem sobie na ten start żadnego celu. Chciałem się sprawdzić i zobaczyć w jakim punkcie jestem oraz w jakiej jestem formie po ponad dwóch miesiącach treningu. Ruszyliśmy. Pierwszy kilometr 2:58. Czuję się luźno i myślę: cholera chyba za szybko. Ślęzak opanuj się, bo źle się to skończy. Pierwszy kilometr był co prawda z górki, ale mimo wszystko trzeba wkładać w bieg nie lada wysiłek. Kolejne kilometry: 3:08 i 3:04. Tym samym 3 kilometry przebiegłem w czasie 9:12 (pisząc to do tej pory zastanawiam się jak to zrobiłem). Biegniemy w utworzonej 7-8 osobowej grupce. Grupę ciągną dwie kobiety, Kenijka i Ukrainka. Reszta trzyma się trochę z tyłu. Staram się pomóc, ale wiem, że takie tempo może być dla mnie zabójcze. Trochę się boję! Prędkość jest naprawdę kosmiczna.

3:12, 3:08 i 5km w 15:33. Dobiegamy do Powroźnika, czyli jesteśmy na półmetku. Sporo kibiców. Patrzę na zegarek i nie wierzę w to co widzę. 26 sekund szybciej niż życiówka sprzed 5 lat na dystansie 5 kilometrów. Czuję, że biegnę jak natchniony. Grupa trzyma się razem. To naprawdę pomaga, ponieważ wieje delikatnie w twarz i można się schować. Od 5 kilometra jest praktycznie płasko. 6 kilometr 3:13. Walka trwa. Delikatnie słabnę, mam już zmęczone nogi, ale wiem, że nie jest źle. W głowie mam różne myśli, jednak staram się nimi nie zajmować tylko biec. Delikatnie puszczam grupę i uzyskuję 3:16 na kolejnym kilometrze. Tracę trochę do grupy i zostaję z jednym mężczyzną. Liczne zakręty nie ułatwiają biegu. Po stracie kontaktu z grupą muszę walczyć z wiatrem sam, gdyż mój towarzysz, mówiąc potocznie, siedzi mi się na plecach i tym samym nie pomaga. Czuję, że też biegnie mu się ciężko.

Kto by chciał trenować ze Ślęzakiem niech napisze na maila lub na facebooku.

8 kilometr w czasie 3:21. Jest ciężko. Walczę ze sobą. Przypominam sobie trening typu 24×400 lub 10x1km i wiem co tam przechodziłem. Pomyślałem, że skoro tam dawałem radę, to przecież dobiegnę te ostatnie dwa kilometry w dobrym tempie, jakim się nikomu nie śniło. Zaciskam zęby i staram się nie myśleć o bólu w udach i palącym zmęczeniu. 9 kilometr – 3:20. Już jestem blisko. Ostatnie 1000 metrów i będzie meta. Nie mogę się doczekać. Uświadamiam sobie, że walczę o życiówkę. Staram się przyspieszyć. Gubię swoje plecy i biegnę. Dwa mocne zakręty i wyrasta przede mną przewyższenie z wiaduktu. Widząc to chce mi się prawie płakać. 90-140m potężnego podbiegu. Ktoś krzyczy, że już niedaleko, a ja przeżywam katusze. Jednak nie podaję się i wbiegam na ten szczyt. Ostatnie 400 metrów i wszystkie siły jakie mam wkładam w przebieranie nogami. Ostatni kilometr pokonuję w 3:14. Musiałem się naprawdę motywować do tego, aby tak pobiec.

Wpadam na metę! Czuję euforię! Patrzę na zegarek 32:07 (później na wynikach netto 32:06, brutto 32:07). Skaczę z radości. Cieszę się i nie mogę uwierzyć w to co się właśnie stało. Dzielę się radością z innymi. Naprawdę to był mój bieg i mój dzień! Mimo że nie jest to mój start docelowy wszystko się tutaj zgrało, a ja bez paniki podszedłem do tematu. Do teraz nie mogę wyjść z podziwu, jak do tego doszło. Na pewno wiele osób będzie zarzucać bezzasadność tego wyniku. Mają do tego prawa, ale chciałbym zobaczyć, jak wkładają buty i biegną w takim czasie. Nie oczekuję tutaj głaskania po głowie, ale chciałbym Was jeszcze bardziej motywować do biegania, ruchu i rywalizacji. Ja się cieszę i na pewno będę z tych wyników zadowolony bardzo długo.

Organizacja

Na pewno zostaje jeszcze sporo aspektów do dopracowania. Przede wszystkim start honorowy, ostry czy wsiadanie do autobusów po biegu. Zachowanie wielu biegaczy pchających się na siłę do autobusu pozostawia pewien niesmak. Przy rosnącej ilości osób startujących warto się nad tym zastanowić. Dekoracja i wyniki? Praktycznie nikt nic nie wiedział. Chyba dekoracja odbyła się jednak w Krynicy, a nie jak pierwotnie zakładano w Muszynie. To kolejna kwestia, której warto się przyjrzeć i poprawić.

Podsumowanie

Będę polecał wszystkim ten bieg i cały Festiwal Biegowy w Krynicy. Do tej pory nie mogę ochłonąć i jestem pozytywnie naładowany energią. Bardzo dobrze mi się biegło i wiem, że w przyszłym roku wrócę jeszcze do Krynicy.

Na koniec chce podziękować mojej Klaudii za cierpliwość oraz Wojtkowi Kopeć mojemu trenerowi!

Przeczytaj o:

Biegający Kenijczycy

W czym przebiegam jesień część 2

Ból brzucha, rozwolnienie.