Zawsze chce się Wam biegać? Czy bieganie zawsze jest przyjemne? Takie pytania nasuwają mi się po skończonym okresie roztrenowania. Na dworze jest ciemno, szaro, buro a tu trzeba motywować się do ciężkiej pracy, zaplanować starty i wejść mocno w 2016 rok. Na to wszystko w zasadzie był czas na roztrenowaniu, ale kto by myślał o tym, kiedy nie trzeba było biegać? Myślę, że nawet ja nie byłem w stanie się do tego zmusić. Mimo że bieganie otacza mnie z każdej strony nie myślałem o startach i celach na kolejny rok. Od 14 grudnia zakończyłem okres obijania i powoli wracam do żywych, a w zasadzie chcę wrócić i o tym chciałem dzisiaj napisać. Czy to całe bieganie i endorfiny mają moc, czy czasem przeklinasz pod nosem i zastanawiasz się po co Ci to wszystko?
Pierwsze treningi
Jak wiecie na roztrenowaniu tylko truchtałem dwa razy w tygodniu. Nie chciało mi się nawet chodzić na siłownię. Po bardzo dobrym sezonie poszedłem na łatwiznę. Musiałem odpocząć zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Na razie moje plany na maraton to jeden góra dwa w roku. Nie wyobrażam sobie przebiec 5 czy 6 w dobrym czasie, gdyż chyba by mnie to zabiło. Nie jestem jeszcze na takim etapie. Tak więc 14 grudnia wyszedłem sobie na lekki trening z rytmami. Oj ale było ciężko… dyszałem, zrobiłem 6 kilometrów + szybkie rytmy i ledwo powłóczyłem nogami. Endorfiny nie tryskały mi uszami. Było ciężko.
Bieganie z +7kg więcej
Mój organizm duży wysiłek odreagowuje zawsze przybraniem na wadze i tak właśnie od maratonu (62kg) przybyło mi 7kg. Wyobrażacie sobie jakie to przyjemne? Jeśli nie to polecam wziąć 7 opakowań cukru i spróbować pobiec. Tutaj mogę mieć pretensje tylko do siebie, gdyż jadłem wszystko to co mi wpadło pod rękę. Niemniej jednak znowu muszę zmienić swoje nawyki żywieniowe z roztrenowania. Trzeba zacisnąć pasa. Po treningu 14×1 minuta po 3:30-3:25, przerwa 1 minuta, po 4:50-5:30/km myślałem, że skonam. Wszystko mnie bolało, płuca paliły, a głowa aż pękała od niemocy. Pamiętam jeszcze jak śmigałem przed maratonem 24×400 po 1:16-1:19 na przerwie 200m w tempie 4:30-4:40/km. Pomyślicie sobie, ale ten Ślęzak narzeka. A ja nie zaprzeczę! Jest mi po prostu ciężko i dlatego się tym dzielę z Wami. Bo wiem, że i Wam w takich momentach musi być ciężko. Nie bójcie się o tym mówić i pisać. Lepiej to z siebie wyrzucić, żeby było nam lżej.
Mimo to kocham bieganie!
Mimo tych ciężkich chwil wiem, że w tych ciemnościach – podczas porannych treningów – zaraz pojawi się światełko w tunelu. Od 24 grudnia w końcu dzień się wydłuża, a nie skraca. Także moja waga zacznie powoli spadać i mi będzie się lepiej biegało. Wszystko w ciągu 2-3 tygodni na pewno zacznie składać się w jedną całość. Niemniej jednak początkowy okres jest bardzo ciężki. Mam tak, że nie chce mi się wstawać i iść na trening, a później mam wyrzuty sumienia i chodzę struty dopóki nie pójdę na trening. To się nazywa motywacja. Nie zmienia to jednak tego, że kocham bieganie, kocham to robić i jest w tym jakaś chemia. Później jednak jest tak jak z piciem albo paleniem papierosów. Jak nie pójdę na bieganie to dostaję szału i nie mogę przestać o tym myśleć. Jest to w pewnym sensie nałóg. Wydaje mi się jednak, że ten nałóg jest zdrowy i dobry. Mój nałóg to także moje hobby bez którego nie wyobrażam sobie mojego życia.
Obowiązek
Wiem już mniej więcej co chcę zrobić w 2016 i po części wiem, że bieganie to taki mój mały obowiązek. Wiadomo, że daje mi to dużo przyjemności, ale cała radość przychodzi dopiero w momencie stania na podium, zrobienia wyniku, zwycięstwa nad rywalami. Nie wiem czemu, ale taki już jestem i lubię rywalizację, lubię uciekające sekundy i nic bardziej mnie nie motywuje do działania. Gdy przegrywam, nie udaje mi się zrobić wyniku jestem na siebie zły, choć zawsze staram się wyciągać z tego wnioski i iść dalej. Taką klapą był właśnie mój pierwszy Maraton Warszawski. Po nim wyciągnąłem wnioski i w Asterdamie pobiegłem już jak z nut. Myślę, że jeszcze jestem w stanie poprawić trochę swoje wyniki na każdym dystansie i do tego będę dążył.
Podsumowanie
Bieganie nie zawsze jest przyjemne, lecz warto zacisnąć zęby i iść do przodu. Nie warto się zatrzymywać i biadolić przez dłuższy czas, gdyż to do niczego nie prowadzi. Wiem, że czasami nasze osiągnięcia są dalekie od tego czego oczekujemy, ale wtedy trzeba wziąć się w garść i przeć dalej przed siebie. Jeśli coś Was boli, nie chce Wam się warto się z kimś podzielić, bo będzie Wam wtedy łatwiej. Niemniej jednak nie poddawajmy się i róbmy swoje, trenujmy, a wyniki przyjdą na pewno i wtedy nasz banan na ustach będzie jeszcze większy niż po dobrze wykonanym treningu.