W sumie nie wiem jak zacząć. Nie chce wchodzić nikomu w tyłek i chwalić, rozpływać się i w ogóle. Nie wypada mi jednak źle pisać skoro organizator zaprosił mnie na ten event, ale jak pisać źle skoro było zajebiście! Na tym mógłbym zakończyć i już teraz zaprosić Was na kolejną edycję, ale nie poprzestanę na tych kilku zdaniach tylko wręcz przeciwnie postaram w skrócie opowiedzieć Wam jak było!
Gdynia
W niedziele wieczorem zameldowaliśmy się razem z Radziem na pokładzie statku Stena Line Spirit. Dostaliśmy swoją kajutę, ogarnęliśmy pokój i ruszyliśmy sprawdzić do czego jest dostęp na statku. Dla mnie była to nowość bo nigdy tak dużym statkiem nie płynąłem. W sumie byłem podekscytowany jak dziecko które dostało nowe klocki lego. Niby stary okręt, a jednak prezentował się zacnie. Po kolacji wszyscy biegacze spotkali się na odprawie. Dowiedzieliśmy się co robić aby wszystko szło sprawnie i szybko. Morze było spokojne a po spotkaniu udało się sprawnie zasnąć.
Poniedziałek
Szybka pobudka, prysznic, małe śniadanie i schodzimy z pokładu. Czekamy na 6 autokarów które mają nas zawieść na miejsce. Po godzinnej jeździe docieramy na miejsce. Niestety aura nie jest sprzyjająca – leje i zrobiło się błoto. Szybka rozgrzewka i rusza bieg na 15 kilometrów. Ja naszykowałem się na dziesiątkę. Poczekaliśmy aż piętnastka zaliczy małą pętle i także my zaczęliśmy biec. W sumie od pierwszych metrów zacząłem dyktować tempo. Pierwszy kilometr w 3:31 w trudnym pagórkowatym terenie. Drugi kilometr pokonujemy w 3:42 i mamy już 4 dzielnych zawodników na czele.
Po dwóch kilometrach i zrobieniu małej pętli ruszamy na trasę główna gdzie mamy do pokonania 8 kilometrów. Ciagle jest nas czterech. 3 kilometr pobiegliśmy w 3:51, w tym momencie opuszcza nas jeden człowiek niedoli. Chyba górki go wykończyły. Staram się cały czas prowadzić i trzymać równe tempo. 4 kilometr 3:54, piąty 4:07 – wszystko przez zamknięta bramkę na pastwisko dla owiec. Chwile nam zajęło nim ją otworzyliśmy. Dodatkowo trasa nam nie sprzyjała. Cały czas biegliśmy góra dół, góra dół. Następne km 4:11, 4:05, 4:03 pod koniec ósmego kilometra zaczynają się roszady i nerwowość w naszej trójce. Do mety już niedaleko i każdy by chciał atakować. 9 kilometr pokonujemy w 3:44. Ostatni tysiąc jest już bardzo nerwowy. Piotrek na jakieś 400 łapie zająca, a kolega którego nie znam zaczyna przyspieszać. Chwile trzymam jego plecy ale aż tak szybki nie jestem. Widzę już tylko szaloną pogoń Piotrka i plecy dwóch biegaczy. Tak sądziłem, że tak to się skończy bo nigdy nie byłem dobry w bieganiu po 2:30-2.35/km. Wytrzymałość jest ale tej szybkość jednak mi brakuje. Niecałą dyszkę mam w 37:31 co jak na kręta i górzysta trasę uważam za sukces. Nieśmiało dodam że tak naprawdę dopiero od 4 tygodni zacząłem dochodzić do formy, tym bardziej ciesze się, że poszło tak gładko.
Na mecie dopinguje nas Marcin Frej! Wita każdego z osobna i robi dobrą robotę wykrzesując ze wszystkich resztki sił. Osobiście robię sobie jeszcze 6 wolnych kilometrów. Muszę pochwalić Radka który wygrywa bieg na 5 kilometrów!
Gdy wszyscy dobiegli pakujemy się do autokaru, jedziemy się myć na statek, jemy obiad i ruszamy na szybkie zwiedzanie miasta. Raz słońce, raz deszcz. To nie ułatwia nam tego zadnia ale mimo wszystko jest OK. Po zwiedzaniu mamy chwilę wolnego. Lecę do lokalnego sklepu kupić szwedzka kawę i szwedzka czekoladę! Po tym jeszcze kawa na wynos i wracam do autokaru w którym wszyscy czekają tylko na mnie. Oj przepraszam nie gniewajcie się! Ceny w Szwecji są porażające ale bez kawy smakołyków nie wróciłbym. Przewodnik mówił nawet że Szwedzi kawę traktują jak dobro narodowe. Przekonam się już w domu czy to prawda!
Zakończenie
Po powrocie mamy chwile lenistwa, a o 20:30 zaczynamy wykład na temat biegowy. Później muzyka, oklaski i gloria chwały dla zwycięzców na poszczególnych dystansach w kategoriach kobiet i mężczyzn. Byłbym hipokryta jak bym powiedział że tego nie lubię… uwielbiam to! Dlatego kocham rywalizować i kocham biegać! Jest w tym coś magicznego jak stoisz na pudle. Trwa to chwilę ale jest zwieńczeniem Twojej ciężkiej pracy i wszystkich tych wyrzeczeń związanych z treningami. Nasze spotkanie jest już po wypłynięciu, na pomostach tak dmucha że ciężko otworzyć drzwi. Generalnie ciężko było przemieszczać się z punktu A do punktu B w linii prostej. Morze trochę się zbuntowało, nie przeszkodziło mi to jednak w miarę szybkim zaśnięciu.
Podsumowanie
Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Program napięty, ale bardzo ciekawy, a czas zleciał nie wiadomo kiedy. Trasa biegu była oznaczona super, nawet nie było możliwości zgubienia się. Organizacyjnie daje 10 na 10! Szkoda tylko że impreza była w poniedziałek, a nie w weekend ale jak to mówią dla chcącego nic trudnego. Jeśli będziecie kiedyś myśleć o tym aby wybrać się do Szwecji to nawet się nie zastanawiajcie tylko jedzcie na Biegowy Potop Szwedzki bo warto!
zapraszam Was na II BMW ŚlęzakTeam Camp – tam wyjdą nam własnie 2-3 takiej jednostki treningowe. Jeśli chcesz się dowiedzieć o obozie więcej napisz do mnie na biegacz.piotr@gmail.com
Każdy na obozie otrzyma:
- koszulkę – Under Armour
- Salco – każdy dostanie 2kg soli (jeśli dołączysz do ŚlęzakTeam – zyskujesz 15% rabatu na sól)
- Primavika – każdy dostanie pyszne przekąski od tej firmy (czytaj masło orzechowe + jakichś pasztecik lub coś innego)
- Cyro Space – jeden zabieg z zakresu wejścia do kriokomory (jeśli ośrodek pozwoli postawić maszynę)
- Squeezy – firma z odzywkami przygotuje dla każdego pakiet odżywek czyli – 1-2 żele z kofeiną lub bez + batonik energetyczny + izotonik do rozpuszczenia + bidon
Więcej informacji o obozie www