Skrajna głupota, a może nieodpowiedzialność? Tak chyba może powiedzieć 90% osób, które widziały, co działo się 8 sierpnia, kiedy temperatura osiągała niemalże 40 stopni. O godzinie 9:00 było już 32 stopnie, a przede mną był półmaraton w Henrykowie. Wiele osób odradzało mi start w tym biegu. Jednak Henryków miałem zaplanowany już miesiąc wcześniej, a prognozy pogody nie przewidywały aż tak wysokich temperatur.
Wstałem o 6:00 rano popatrzyłem na termometr, który wskazywał jedyne 24 stopnie, całkiem przyjemnie. Zjadłem śniadanie, spakowałem się i wyjechałem z Obornik Śląskich. Po drodze zabrałem Krzyśka, który był moim serwisem na trasie. Nie wyobrażałem sobie biegu bez jakiegoś dodatkowego picia. Spakowaliśmy rower i jadąc tylko obserwowaliśmy wzrost temperatury. W Henrykowie o godzinie 9:00 mieliśmy już 32 stopnie. W biurze przywitał nas sam Ojciec Dyrektor Arek Trojan, czyli pomysłodawca biegu. Myślę, że był to super pomysł, dzięki temu każdy czuł się doceniony! Biuro i wolontariusze działali sprawnie. Po 2 minutach miałem już numer i mogłem wracać do samochodu, aby się przebrać.
40 minut przed startem z moim przyjacielem Radkiem (który też biegł) ruszyliśmy na krótką rozgrzewkę. Niecałe 3 kilometry, a ja czułem się jakbym przerzucił tonę węgla. Potem chwila rozciągania, uzupełnienia płynów i rozmowy. Następnie przebieranie butów na startowe, sucha koszulka na grzbiet i można ruszać na start. Nie biegniemy tylko idziemy. Nie chcemy się za bardzo zmęczyć. Staramy się szukać cienia i ochłodzenia. Dochodzimy na start i czekamy. Nagle moim oczom ukazują się dwaj szczupli Kenijczycy. Pisałem już kiedyś o tym zjawisku na stestuje.pl. Wiedziałem, że raczej z nimi nie powalczę mimo że mają takie same warunki. Na starcie widzę także Sławka Pieczurowskiego bardzo dobrego zawodnika, górala, a przecież trasa tego biegu jest trudna technicznie i posiada dużo podbiegów. Wiem, że będzie ciężko, ale nie kalkuluję, nie myślę o niczym.
Jeśli podoba Ci się ten tekst oddaj na mnie swój głos na Biegowego Dziennikarza Roku! Wybierz moje nazwisko i blog (jest na przedostatniej pozycji). Głosy można oddawać wysyłając wiadomość SMS (koszt 62 gr) pod numer 70068 o treści: MEDIA<24> Piotr Ślęzak prowadzący ciekawego bloga stestuje.pl Dzięki za pomoc liczę na Was i na Wasze głosy!
Odliczanie i START.
Ruszamy. Mam swoje założenia. Nie wyrywam do przodu, ale znajduję się chwile na prowadzeniu, potem lokalni biegacze wyrwali do przodu. Za nimi dwóch Kenijczyków oraz ja ze Sławkiem. Przed nami jakieś 6 osób, które wiem, że za niedługo będziemy wyprzedzać. 3:45, 3:48, 3:52 pierwsze kilometry zgodnie z planem. Tutaj wyprzedzamy dwóch zawodników. Zostało jeszcze dwóch i wspomniani wcześniej Kenijczycy. 4:01, 4:43, 4;36 Kolejne 3 kilometry biegnę pod dużą górę. Chyba porównywalną do Tąpadła w Sobótce albo i nawet gorszą, gdyż nawierzchnia pozostawia wiele do życzenia. Jest sporo zakrętów, ale jest także cień, który daje chwilę wytchnienia. 4:02, 3:40, 3:37. Czas mija naprawdę szybko, czuję się dobrze, na 8 kilometrze odskakuję Sławkowi na kilkanaście sekund. Ryzykuję bo wiem, że jest mocny. Nie wiem czy to ryzyko się opłaci, ale próbuję. Po podbiegach Krzysiek dojeżdża do mnie i mówi – ku**a przecież tak szybko biegniesz, że nie byłem w stanie cię dogonić na tym podbiegu. Chce mi się śmiać, ale nie pozwala mi na to tempo biegu. Biegnę dalej 4:04, 3:48, 4:28. Kolejne kilometry mijają, a ja mam za sobą kolejne górki. Trasa mimo że jest malownicza to jest także strasznie wymagająca. Na 11 kilometrze miałem zjeść żel, ale mój serwis w postaci Krzyśka gdzieś zniknął. Zastanawiam się gdzie jest i czy nic mu się nie stało. Na 12 km jestem już trochę wypłukany i zły ciągle zastanawiając się, gdzie Krzysiek. Około 12.5km dojeżdża Krzychu, przeklina pod nosem i tłumaczy, że jakiś strażak nie chciał go puścić. W tym momencie nie obchodzi mnie to aż tak bardzo, bo potrzebuję kalorii i jedzenia. 3:45, 3:51, 3:53. Wciągam przed 13 kilometrem żel i popijam wodą.
Czuję się dobrze, ale zaczynam odczuwać trudy podbiegów i zbiegów. Nie myślę jednak o dystansie i biegnę dalej. 3:42, 3:59, 3:47 na 16 kilometrze wiem, że jeszcze 5 kilometrów męczarni. Od samego początku piję na każdym punkcie po 1-2 kubki wody, dodatkowo nakładam okład z lodu na głowę. Wkładam go pod czapkę i czuję chłodzenie. Cały czas zastanawiam się, gdzie jest Sławek. Wiem, że mam nad nim 30-40sek przewagi, ale nie oglądam się, aby nie prowokować losu. Biegnę, zaciskam oczy, staram się nie myśleć o tym, że może mnie wyprzedzić. 4:03, 3:54, 3:57 ostatnie 3 kilometry to już walka o przetrwanie. Na 18 kilometrze podbiegi, które mnie dobijają. 19 kilometr to bieg po kostce i nierównej powierzchni, nogi się plączą, ale ja gnam ile sił. Trzeba także powiedzieć, że ostatnie 7 kilometrów to bieg na otwartej przestrzeni, a temperatura powietrza to jedyne 39 – 40 stopni. Nie ma czym oddychać, a ja trzymałem tempo poniżej 4:00/km. Wbiegam na 20 kilometr, pytam Krzycha jaką mam przewagę. Mówi mi że ciągle taka sama. Wiem już, że nikt mi nie zabierze tego 3 miejsca, a ja dobiegnę, można powiedzieć, jako wygrany tego biegu. Walczę, do końca. Ostatnia prosta i upragniona brama METY. Czuję, że dałem z siebie wszystko, jestem odwodniony i zmęczony. Daję krótki wywiad do TVP, ale nie kontroluję wypowiadanych słów ze względu na zmęczenie. Po tym wszystkim wypijam 4 butelki po 0.5 litra wody a do tego izotonik. Polewam się wodą i schładzam organizm. Dochodzę do siebie, by po chwili roztruchtać ten półmaraton 4 dodatkowymi kilometrami. Wracam na trasę i kibicuje innym biegaczom. Staram się im dodać otuchy i siły. Wiem jak jest im ciężko.
Organizacja
Trzeba przyznać, że wszystko było dopięte na ostatni guzik. 10 punktów z wodą, 3 punkty z lodem, 10 kurtyn z wodą zorganizowanych przez ludzi dobrej woli i strażaków. Dodatkowo cukier na trasie. Przy okazji kilka karetek i dużo kibiców. Niemnie jednak moim zdaniem organizator widząc jakie panują warunki atmosferyczne powinien przesunąć start na wcześniejszą godzinę. Wiem, że wiąże się to ze zmianą karetek, policji, zmianami zamknięć ulic i było mało czasu, ale może trzeba było spróbować? Osobiście potraktowałem ten bieg jako trening i nie dałem z siebie 100%, a wiem ile siły kosztował mnie ten start. Wiem, że łatwo się to pisze, ale mimo wszystko na start w takiej temperaturze trzeba być naprawdę przygotowanym i mieć mocny organizm. Nie polecam nikomu startów w takich ekstremalnych warunkach. Mimo wszystko Arek i jego ekipa spisała się perfekcyjnie i każdemu polecę ten półmaraton!
Sprawnie także przebiegła dekoracja. Czekanie umilały dobre napoje izotoniczne i makaron, który przygotował catering. Myślę, że atmosfera była rodzina i przyjemna, a na takie biegi na pewno warto jeździć. Frekwencja spadła, ale to tylko dlatego, że temperatura była bardzo wysoka.
Ja ze swojego startu jestem naprawdę zadowolony. Dawno nie czułem się tak mocny. Moja Klaudia powiedziała, że dawno nie miałem tak zadowolonych i szczęśliwych oczu także o czymś to świadczy. Mam nadzieję, że kolejne starty będą coraz lepsze, a ja będę coraz silniejszy i jeszcze zaskoczę Was jakimś swoim startem.
Przeczytajcie także: