Bądźmy szczerzy: mało jest ludzi, którzy nie lubią się chwalić swoimi osiągnięciami, robić sobie pamiątkowych zdjęć, by uwiecznić jakąś chwilę czy zdarzenie. Owszem, znajdą się tacy, co powiedzą: „Nie interesuje mnie to, nie muszę tego robić, zachowuję to dla siebie”. Jednak większość z nas idzie w drugą stronę: robimy zdjęcia, selfie, nagrywamy filmy, piszemy relacje. Publikujemy zdjęcia i filmy na Facebooku, Instagramie, Youtubie, blogach, Twitterze. Po prostu wszędzie. Internet jest obecnie powszechnie dostępny, a ilość użytkowników stale rośnie.

Maraton co tydzień

Niewiele rzeczy imponuje kolegom w pracy w takim stopniu jak przebiegnięty maraton czy inne zawody. Jest czym się pochwalić, a w kuchni podczas przerwy na śniadanie możemy opowiadać gdzie to nie byliśmy i ile kilometrów pokonaliśmy na własnych nogach. Jasne, że to dla nas ważne, ale nie przesadzajmy z tym chwaleniem. Nie każdy nasz znajomy jest biegaczem. Możemy pokazać, że bieganie jest fajne, zabrać kogoś na trening lub zorganizować jakieś wybieganie w większym gronie. Czasem łatwiej zmotywować kilka osób jednocześnie – np. grono współpracowników. Wielu biegaczy woli jednak zaliczyć maraton co tydzień po to tylko, by strzelić sobie fotkę i wrzucić ją do mediów społecznościowych. Wynik czy promowanie biegania są tu nieważne, liczy się tylko udział, zdjęcie i poczucie dokonania niemal bohaterskiego czynu.

Relacje z biegów, zdjęcia, selfie

Pamiętacie falę postów na Facebooku czy Instagramie po Orlen Warsaw Marathonie? Pamiętacie, co się działo? Co drugi post o Orlenie, selfie z Orlenu, zdjęcie z medalem i tak dalej. Sam też napisałem relację i zamieściłem ją na kilku portalach i grupach. Z racji tego, że rozwijam www.stestuje.pl i staram się dotrzeć do jak największej liczby osób, publikuję w różnych miejscach jednocześnie (nie miejcie mi tego za złe). Niemniej takiego szału nie przypominam sobie po żadnym z biegów. Moja tablica była nudna jak przysłowiowe flaki z olejem: ciągle widziałem niemal identyczne posty i zdjęcia. Pokazuje to także, że każdy z nas ma cechy narcystyczne (tak często mi wytykane), które osobiście chwalę! Ostatecznie chyba lepiej siebie kochać niż nienawidzić, prawda? I choć z jednej strony denerwowałem się, to z drugiej cieszyłem, że tyle osób pobiegło w OWM. A już na pewno nie rozumiem fali hejtu i stwierdzeń, że ktoś „rzyga” na posty związane z Orlenem. To naprawdę słabe!

Bieganie pod publikę

W beczce miodu musi jednak znaleźć się też łyżka dziegciu. Pojawia się coraz więcej stron typu „Piotrek biega”, „Ktoś tam biega”, „Każdy biega”. Nie kieruję tych słów do nikogo konkretnego, lecz chciałbym zwrócić uwagę, że pseudospecjalistów od biegania rośnie nam tylu, ilu mamy już znawców piłki nożnej. Często osoby niezwiązane ze sportem wypowiadają się w tonie ekspertów na tematy, o których nie mają pojęcia. Nikomu tego nie zabraniam, ale nie róbcie ludziom wody z mózgu. Swojego bloga na Facebooku prowadzę od ponad dwóch lat. Dodatkowo skończyłem studia kierunkowe. Od długiego czasu obserwuję rynek biegowy i przestrzegam przed osobami, które biegają na treningu 20-25 km, trenują 5-6 razy w tygodniu, a później maraton przebiegają w 4h 30min. Nie mówię, że to źle, ale jeśli ktoś poświęca tyle czasu, a potem biegnie tak samo jak na treningu, to wygląda to raczej dziwnie. Teraz pewnie pojawi się pytanie, co ten Ślęzak wie o maratonie i bieganiu, skoro od dawna nic dobrze nie pobiegł. Mogę się z wami zgodzić, że ostatnie dwa lata były dla mnie ciężkie. Kilka razy udało mi się pobiec 10 km poniżej 33 minut, ale już do życiówki z półmaratonu dawno się nie zbliżyłem. Wynika to pewnie z trybu pracy, mniejszej regeneracji itp. Niemniej jednak trenuję dalej i wiem, że niedługo będę w stanie zbliżyć się do swoich życiówek. Ze względu na to, że w debiucie maratonu poszło mi słabo i podszedłem do tego krytycznie, wiem nad czym mam pracować! Wiem także co muszę poprawić, aby być lepszym i biegać szybciej.

Zauważyliście może, czytając wpisy na Facebooku, że ktoś mimo wycieńczenia zrobił na treningu jeszcze jedno powtórzenie lub wbiegł na wysoką górę? Dziwicie się, gdy spotykacie tego człowieka na zawodach i mijacie go jak przysłowiową „furmankę z gnojem”? Mówi się, że papier, a teraz także internet, przyjmie wszystko. Prawda jest też taka, że trzeba zmierzyć się z postawioną sobie poprzeczką i obciążeniami, jakie na siebie nakładamy. Aby wyczyścić głowę i dać sobie trochę luzu warto czasem trening zachować dla siebie i nie narażać się na krytykę. Mówię tu nie tylko o sobie, ale także o innych. Jest dobrze, dopóki wszystko nam wychodzi, ale już z porażek musimy się gęsto tłumaczyć i szukać zrozumienia. Dlatego też warto zakasać rękawy i robić swoje, by móc później odcinać kupony.

Podsumowanie

Nie chcę tutaj mówić, kto i co ma robić. Jednak czasami warto przemyśleć co wrzucamy do sieci i co piszemy w komentarzach. Czasami jeden przeładowany emocjami post może spowodować, że ktoś nie będzie w stanie się przełamać i wrócić do dawnej dyspozycji. Niepotrzebne są czasami także przytyki oraz nadmierna krytyka innych. Róbmy to co lubimy czyli biegajmy, cieszmy się tym i zarażajmy innych swoją pasją. Biegać może przecież każdy.

Przeczytaj także:

Test Nike Vomero 10

Dlaczego Ślęzak biega tak słabo?

O czym myślimy w trakcie biegania

Biegowy wyciskacz łez!

Przepychanki na starcie.