Na samym początku chciałbym podkreślić, że nikomu nie zabraniam biegania maratonów, brania udziału w różnych dziwnych klasyfikacjach czy biegach ultra. Jednak będzie tutaj o zatracaniu się w ilości biegów maratońskich i startowaniu co tydzień w zawodach wyłącznie na zaliczenie.

Od pewnego czasu w Polsce można zauważyć dużą komercjalizację biegania. Biegów od Warszawy po Kozią Wólkę w ciągu weekendu mamy kilkadziesiąt. Miesięcznie liczby te  w kalendarzu biegów potrafią przekroczyć setkę. W zasadzie co tydzień jesteśmy w stanie pobiec maraton, bieg uliczny lub górski (choć ich jest jeszcze stosunkowo mniej).

Ten tekst skierowany jest szczególnie do tych początkujących, którzy planują przebiec maraton, choć biegają dopiero od 2 miesięcy lub mają zaplanowane 6 startów w różnych maratonach, mimo zaledwie półrocznego stażu. Słowa swoje chciałbym także skierować do osób, które już trochę biegają, ale zależy im na Koronie Maratonów Polskich oraz do kolekcjonerów medali z największych imprez biegowych.

Kiedy przebiec maraton?

Ja na swój pierwszy czekałem 7 lat. Czy się opłaciło? Chyba nie, bo zostałem zrównany z ziemią i musiałem przełknąć gorzką pigułkę porażki. Niemniej jednak dzięki takim ludziom jak Dmytro Baranowski (z którym przeprowadzałem wywiad) wiem, że maraton to bieg inny niż wszystkie. Spróbowałem go i wiem, że następnym razem będę lepszy i silniejszy. Nie chciałbym używać tu ostrych słów, muszę stwierdzić, że spier*oliłem ten start i nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. To dzięki takim ludziom jak Jerzy Skarżyński, Jacek Wosiek, osoby z forum biegajznami.pl czekałem i moje życiówki  na krótszych dystansach są jakie są (10km – 32:17). Zatem jedni czekają na to 7 lat, a inni chcą to zrobić po 2 miesiącach biegania lub z marszu, bo założyli się z kolegami. Czy ma to sens? Jako trener prawie zawsze uświadamiam swoich zawodników, że warto poczekać. Odpowiednio się rozbiegać, pobiegać na krótszych dystansach. Tyczy się to zarówno 40-, 50- czy 18-letnich biegaczy. Doradzam zawsze, by najpierw poczuć czym jest bieganie. Nauczyć się go i dopiero później próbować, sprawdzać siebie i w zdrowiu przebiec 42 kilometry. Po co przebywać na trasie 5 czy 6 godzin, skoro można się do tego przygotować i cały królewski dystans przebiec, a nie przejść?

Biegiem czy marszem?

No właśnie. Czy ktoś, kto przeszedł maraton może uznać się za maratończyka? Myślę, że tak, bo w końcu pokonał 42 kilometry. Zostaje tylko pytaniem jak ktoś czuje się z tym, że zamiast biec – szedł. Nie umniejszam tu niczyjego wysiłku, bo stokroć jest lepszym jest przejście maratonu od oglądania go w telewizji z paczką czipsów i zgrzewką piwa, a jednak pozostaje pole do dyskusji. Zapytacie: „A co z  metodą Galloway’a?”. Owszem, rekordzista pokonał w ten sposób maraton w 2:40, czy może jednak z czystym sumieniem powiedzieć, że go przebiegł? Chyba nie, w końcu część trasy pokonywał idąc. Wielu z nas nie zdaje sobie sprawy z tego, w jak łatwy sposób można się przygotować do tego biegu i być na mecie po około 4-4,5 godziny od startu. Dodatkowo organizm mniej będzie na tym cierpiał, bo skrócimy mu czas wysiłkuna trasie.

Korona Maratonów Polskich

Zacna inicjatywa, ale czy warta takiego wysiłku? Czy warto biec 5 największych maratonów w Polsce w przeciągu 2 lat? Czy nie jest to ekstremalny wysiłek dla naszego organizmu? Wiem jak czułem się po swoim jednym maratonie i nie wyobrażam sobie, że mógłbym zrobić 3 takie w ciągu roku. I znów: nie chcę umniejszać niczyich zasług,  ale zastanowiłbym się czy wolałbym w ciągu tych dwóch lat pobiec 5 maratonów w 3:20 czy dwa, ale przykładowo łamiąc 3 godziny. Co byście postawili na szali, ilość czy jakość? Może patrzę na to z innej perspektywy, ale nieodmiennie chce mi się trochę śmiać, gdy ktoś mówi mi, że został mu jeszcze do zaliczenia jeden bieg, by dostać dyplom i odznakę. Do tej pory nikt nie potrafił podać mi sensownego powodu, dla którego to robi. Mój analityczny mózg nie przyjmuje tłumaczenia „dla samego faktu, dyplomu, odznaki”. Wiem także, że po pierwszym swoim maratonie tym bardziej nie zrozumiem tej „logiki”. Może ktoś z Was mi to wytłumaczy?

Ile przebiegłeś maratonów w tym roku? 45!

Gdy słyszę takie odpowiedzi w głowie mi się nie mieści, jak tak można. Nawet gdybym biegł dla zabawy, a nie dla ścigania, nie wiem czy starczyłoby mi siły na taką ilość. Nieraz zdarzyło mi się słyszeć o 20, 40 czy nawet 70 maratonach przebiegniętych w ciągu jednego roku! Czy to normalne? Kiedyś pytałem o to właśnie takich biegaczy. Pytałem też, czy biegają cokolwiek w  tygodniu. Domyślacie się odpowiedzi. „Po co mam biegać, skoro za 6 dni mam kolejny start na 42 kilometry?”. Wszystko w temacie, osoby te po prostu zaliczają maraton za maratonem bez celu. Jest to po prostu ich sposób na spotkanie znajomych, spędzenie czasu, podróż. Osobiście zazdroszczę im wytrwałości, siły głowy i ciała. Trzeba być jak maszyna do pokonywania kolejnych kilometrów.

Na zaliczenie czy na czas?

Po co biegniesz maraton? Bo założyłem się z kolegą”. Super, podziwiam. Po co biegniesz maraton? „To już 3 w tym miesiącu, chcę mieć ładny medal”. Także podziwiam, ale czy nie lepiej byłoby się do tego porządnie przygotować i uzyskać jakiś wartościowy wynik? Nikomu nie chcę odbierać przyjemności biegania, lecz chcę, żebyście zwrócili uwagę na swoje zdrowie. Warto szanować swój organizm i badać go i nie poddawać takiemu wyzwaniu co tydzień. Napisałem tekst o regeneracji. Zobaczcie jak organizm znosi wysiłek maratoński, są to liczne mikrourazy i uszkodzenia struktur komórek oraz mięśni. Kiedy mamy się zregenerować, skoro w poniedziałek udamy się pewnie do pracy? Tak wielki wysiłek może doprowadzić w konsekwencji do ciężkiej kontuzji i przetrenowania. Warto w tym momencie na chwilę się zatrzymać i pomyśleć.

Zdrowy rozsądek

Znowu odwołam się do własnego ja i zdrowego rozsądku. Nie odradzam nikomu biegania, ale chciałbym, abyście podeszli do tego z głową, bez szaleństwa. Jeśli zaczynacie, skupcie się na biegach na 10 km, na półmaratonach. Maraton poczeka, a Wy przebiegniecie go mając na twarzy uśmiech zwycięzcy, nie grymas bólu. Tym, którzy biegają co chwilę maratony radzę aby spróbowali prawdziwego treningu, który może da w kość, ale pozwoli dobiec na metę o 20 minut szybciej. Na koniec chciałbym, abyście pomyśleli o swoim organizmie. Mimo waszego dobrego samopoczucia i braku bólu, wysiłek ten kumuluje się i wychodzi w najmniej oczekiwanym momencie. Nie warto tracić czasu w kolejkach u ortopedy. Chyba lepiej w tym czasie  pobiegać po parku, prawda? Odpowiedź jest prosta, a każdy oczywiście może wybrać swoją drogę. W końcu nie żyjemy, by lepiej biegać. Biegamy, by lepiej żyć!