Mój organizm jest naprawdę dziwny… jestem na diecie. Mam różnego rodzaju wahania wagi po sezonie. Niestety nie jestem typem biegacza, który trzyma cały czas taki sam poziom masy zarówno po, jak i w trakcie sezonu. Moja waga waha się od 6-7kg +/-. Czyli np. przed maratonem trzymam sobie spokojnie wagę na poziomie 62-63 kilogramy, natomiast w okresie roztrenowania rośnie ona do 67-68 kilogramów i dość długo utrzymuje swój poziom na początku rozpoczęcia biegania po roztrenowaniu. Dopiero gdy zaczynam jeść regularnie i odpowiednie ilości to masa zaczyna spadać. O mojej diecie przed maratonem mogliście już przeczytać wcześniej.

Cały czas walka z masą

Niestety jedząc więcej, waga mi rośnie. Ciągle muszę z tym walczyć, a to jak walka z wiatrakami. Dopiero przy bieganiu 100 – 120 kilometrów w tygodniu mogę sobie pozwolić na trochę większą rozpustę i nawet zjedzenie jakiegoś jednego czy dwóch ciastek do kawy. Nie zmienia to jednak faktu, że nie mam tak jak niektórzy, że jedzą sobie co chcą i kiedy chcą, a ich waga utrzymuje się na stałym poziomie. Zazdroszczę Wam niezmiernie takiej przemiany materii i tego, że tak macie. Przy takim stanie rzeczy na pewno łatwiej byłoby mi trzymać stabilniejszą formę, a tak w sezonie biegam 32 min na 10 kilometrów, a poza nim 35 minut. Bądź tu mądry i pisz wiersze, jak to mówią. Tak źle i tak nie dobrze.

Grubasek

Wiem, że teraz jak na biegacza jestem trochę gruby, ale staram się z tym walczyć. Dlatego jestem na diecie… jem mniej niż zwykle, jem sałatki, owoce, nie najadam się do syta. Wszystko po to, aby zgubić masę. Nie zmienia to jednak faktu, że czasami mam swoje słabości. I tak właśnie było po biegu Sylwestrowym w Trzebnicy. Pobiegłem tam na spokojnie 35:51 bez spiny, bo przez 4 tygodnie praktycznie nie biegałem, ale mimo wszystko cieszyłem się z tego wyniku, gdyż trasa Trzebnicka wcale nie jest łatwa. Po biegu na największej stacji paliw w Polsce – ORLEN podjechałem zatankować. Jak zwykle po biegach miałem chwilę słabości i chciałem zjeść hot doga. To już chyba mój rytuał. Są tam naprawdę dobre hot dogi. Jakie było moje zdziwienie, że jednak ich nie było. Chwilę wcześniej na stacje najechali inni biegacz i zjedli wszystko. Byłem zawiedziony… zostało mi tylko wypicie bardzo dobrej kawy.

Wyraziłem Panu kasjerowi swój smutek, a ten odpowiedział, że proponuje mi ciastko! Po czym odpowiedziałem, że jestem na diecie…. Pan dość pokaźnych kształtów wręcz zakrztusił się śliną słysząc moją odpowiedź i odpowiedział: Chce Pan hot doga, a nie chce Pan ciastka hahah! To na jakiej Pan jest diecie?” Nic się nie odezwałem tylko zapłaciłem i wziąłem kubek swojej kawy. Drogi Orlenie odpowiadam. Zaproponowane ciastko przez Pana miało: Sękacz królewski 464 kcal i 70 gram. Mała masa i pokaźna ilość kalorii. Nic tylko kurde jeść… A ja miałem ochotę na hot doga który ma: parówka 110 gram i 267 kcal oraz bułka grahamka 110 gram 236 kcal i do tego ketchup 147 kcal. Razem po z sumowaniu mamy: 650 kcal.

Wiem wiem, hot dogi są niezdrowe, ale ja je po prostu lubię i to taka mała nagroda za trud włożony podczas biegu. Dodatkowo na szybko chciałem uzupełnić straconą energię. Niemniej jednak chcę pokazać Wam jak i Orlenowi, że inaczej ma się zjedzenie sękacza, a hot doga. Porównajcie objętości jednego i drugiego produktu i odpowiedzcie sobie co jest lepsze. Sękacz, którego nie poczujecie w brzuchu czy hot dog, który jednak zajmie trochę miejsca i pozwoli zapomnieć o głodzie. Odpowiedź jest prosta. Mimo że jestem na diecie mogę sobie pozwolić na taką rozpustę, ale wybieram zawsze mniejsze zło… Sękaczem ani bym się nie najadł ani nic. Jedynie co to nabiłbym sporo pustych kalorii i nic by z tego nie było. Piszę to dlatego, że trochę zdziwił mnie komentarz tego Pana. Ja nikomu nie zaglądam do talerza i nikt nie powinien mówić mi, że jak nie ma hot doga to co to za różnica co zjem…

W efekcie nie zjadłem nic i wyszedłem z kawą i dopiero w domu zjadłem pyszny obiad. I muszę tutaj podziękować stacji, bo uratowali mój tyłek o 650 kcal.

Sprawdzaj co jesz

Jeśli dbasz o linię musisz czytać etykiety, musisz sprawdzać co jesz i ile ma to kalorii. Zobacz ile jest kalorii w 100 gramach batonika – strzelam że około 500. Po tym zobacz ile jest kalorii w 100 gramach jogurtu naturalnego, około 60-70 kcal. Teraz, aby dostarczyć taką samą ilość kalorii z jogurtu musiałbyś zjeść go koło 700 – 800 gram. Myślę, że po dużym opakowaniu mogłoby Ci być już nie dobrze. Niemniej jednak jest to idealny przykład pokazujący ile możesz zejść i jak duże ma znaczenie co zjesz. Jeśli będziesz wybierać produkty niskokaloryczne to możesz jeść ich naprawdę sporo. Co innego, gdy wybierzesz coś co mało waży a ma dużo kalorii. Nie najesz się, a przy okazji będziesz zaraz znowu głodny. Właśnie w tym tkwi mój problem, gdyż uwielbiam słodycze, a dodatkow zdrowe posiłki wymagają czasu, aby je przygotować.

Najgorsze pierwsze 2-3 tygodnie

Gdy jestem na diecie to jest najgorszy czas dla mnie. Najchętniej nie przechodziłbym tego bo to zawsze katorga zarówno dla mnie, jak i dla moich domowników. Wchodzę wkurzony, bo jestem głodny, denerwuję się bez powodu, a do tego ciągle chce mi się jeść. Staram się wtedy jeść 5-6 razy dziennie tak aby cały czas dostarczać niezbędnej energii organizmowi. Piję dużo wody – około butelki dziennie i do tego kawę i herbatę. Gdy już się zaprę staram się naprawdę nie jeść słodyczy i do minimum ograniczyć jedzenie po 20. No chyba, że rano biegam jakiś mocniejszy akcent (około 15-19 kilometrów) wtedy zjem trochę więcej, aby mieć odpowiednio dużo siły. Nie ma zmiłuj się w tym okresie, nie mogę myśleć o słodyczach. Po 2-3 tygodniach stają się one dla mnie obojętne. Spróbujcie czy też tak macie. Jeśli macie problem ze zmotywowaniem się do wzięcia za siebie napiszcie do mnie to dam Wam pozytywnego kopa do działania.

Podsumowanie jestem na diecie

Chciałem Wam pokazać, że cały czas jestem tak naprawdę na diecie. Cały czas walczę ze swoją masą, cały czas muszę myśleć co jem i ile jem. Nie mogę sobie pozwolić na beztroskie jedzenie słodyczy. Mój organizm mi na to nie pozwala. Taką możliwość mam tylko na roztrenowaniu. Zazdroszczę wszystkim szczypiorom i osobom, które nie mają z tym problemu. Tym, którzy zmagają się z tym tak jak ja polecam czytać etykiety i nie poddawać się, bo najcięższe są zawsze pierwsze 2-3 tygodnie, a później to już jakoś leci, aż do momentu, w którym sobie znowu pofolgujecie.